Opowieść wigilijna

Opowieść wigilijna

Mięso, wędliny i jajka kupowaliśmy spod lady lub od znajomych na wsi. Dobrą kawę, markowe alkohole i słodycze zdobywaliśmy za dolary w Peweksie, albo wyczekiwaliśmy paczki od bliskich mieszkających zagranicą. Nie było Internetu, telefonów komórkowych i innych udogodnień, ale mieliśmy więcej czasu dla siebie, przyjaciół i krewnych. Święta Bożego Narodzenia były inne. Spokojne i rodzinne.

24 grudnia. Na ten dzień czekałem z niecierpliwością już od początku miesiąca. Dziesięć dni odpoczynku od nauki, wyczekiwanie pierwszej gwiazdki i lada moment kolacja wigilijna połączona z radością z odpakowywania prezentów. Tak w skrócie mógłbym opisać świąteczne chwile mojego dzieciństwa, ostatnich dwóch dekad XX wieku. Ale czy święta Bożego Narodzenia powinny być kojarzone tylko z czasem wolnym od nauki i przyjmowaniem upominków?

Wigilie lat 80. i 90. były mroźne i białe. Kiedy za oknem prószył śnieg, który przykrywał ulice, chodniki i samochody, w rodzinnym domu budziły mnie zapachy „żywej” choinki i potraw przygotowywanych w kuchni. Stół w pokoju gościnnym otulał się białym obrusem, a na nim pojawiał się kolorowy stroik, bordowe serwetki i piękna zastawa. W radiu można było posłuchać kolęd, a w telewizji obejrzeć kultowe polskie produkcje dla dzieci nakręcone w latach 50. i 60. ubiegłego wieku.

Ten wyjątkowy w roku dzień rozpoczynałem zawsze od lektury świątecznej prasy. Następnie był spacer… Do dziadków. Mieszkali w zabytkowej kamienicy, na ostatnim piętrze, w lokalu ogrzewanym kaflowymi piecami. W pokoju ze skosami, na poddaszu honorowe miejsce zajmowała mała choinka. Ustawiona na białej serwetce wyhaftowanej przez babcię wprowadzała świąteczny klimat w całym mieszkaniu. Na stole stał duży talerz ze słodyczami i mandarynkami, a kiedy zjawiali się krewni z Holandii – wykładane były też produkty wtedy w Polsce nieosiągalne.

Atmosferę budowały relacje. Dziadek wspominał wigilię w obozie jenieckim w 1939 roku. Wujek opowiadał o życiu zagranicą, a babcia, która przygotowywała prezenty z rodzicami, delikatnie uchylała rąbka tajemnicy, co znajdzie się w tym roku pod choinką. Czas do kolacji wigilijnej wypełniały ciekawe rozmowy, taktowne żarty i ciche degustacje potraw, które oficjalnie miały być jedzone dopiero późnym wieczorem.   

Święta Bożego Narodzenia były dawniej inne. Spokojne, rodzinne, niekomercyjne. Bez Internetu, telefonów komórkowych i innych technologii. Nikt się do niczego nie spieszył. Nie biegał po galeriach handlowych. Nie czuł potrzeby robienia sesji zdjęciowych zastawionych stołów i świątecznych kreacji do mediów społecznościowych. Było może skromniej, ale byliśmy sobie bliżsi i mieliśmy więcej czasu dla siebie. To już nie wróci…

Bartosz Szpurek

« powrót